Zadowolenie: cegiełki szczęścia Wyróżniony

Zadowolenie. Z ciepłem w sercu, często ostatnio o nim myślę. Jeszcze częściej go doświadczam. Zadowolenie trwale zagościło w moim życiu, zalewając je delikatnymi falami szczęścia. Jak to się stało? 

Zapraszałam zadowolenie do swojej codzienności od kilku lat, stosując praktyki wdzięczności, polecane przez psychologów pozytywnych. W najprostszej formie praktyki te polegają na sporządzaniu list wdzięczności, czyli wielokrotnym odpowiadaniu na pytanie: „Za co jestem lub mogę być wdzięczna?” i dziękowaniu sobie, innym ludziom, rzeczywistości:

Po obudzeniu mogę spojrzeć przez okno, zobaczyć niebo i drzewa. Mogę wstać z łóżka. Dziękuję!

Jestem wdzięczna za to, że mam dach nad głową, mam gdzie spać.

Dziękuję mojemu ciału za to, że oddycha.

Jestem wdzięczna za to, że mogę napić się kawy, smakować śniadanie.

Dziękuję za to, że świeci słońce, za to, że mogę doświadczać jego ciepła…

Listy wdzięczności możemy zapisywać lub wykonywać w myślach, dobrze jest robić to często, najlepiej codziennie. Wdzięczność odczuwaną wobec innych ludzi, zwłaszcza bliskich, warto wyrażać: Dziękuję Ci za to, że ze mną jesteś! Za to, że każdego dnia do mnie wracasz, znajdujesz dla mnie czas. Jestem Ci wdzięczna za to, że na mnie patrzysz, słuchasz mnie, uśmiechasz się, i za to, że zdarza Ci się przy mnie płakać.

Praktyki wdzięczności mają wielką moc, bo pozwalają docenić dobra, które traktujemy jako oczywiste – chociaż wcale takie nie są. Dla mnie te praktyki były lekcją czerpania radości ze zwykłych, prostych rzeczy. Były też ważnym krokiem do uświadomienia sobie, że to właśnie te rzeczy budują codzienność, a ich dostrzeganie może wypełnić życie zadowoleniem.

Dzięki praktykowaniu wdzięczności smaki i zapachy, widok i dotyk ukochanych istot, sprawność własnego ciała, wygoda ciepłych pomieszczeń i foteli, drobne sukcesy, sprawiały mi coraz więcej przyjemności. Jednak związane z nimi zadowolenie przyćmiewały wizje wciąż niezrealizowanych potrzeb: Gdybym zarabiała więcej, czułabym się bardziej bezpieczna. Mogłabym doświadczać większej miłości i szacunku. Powinnam więcej rozumieć, lepiej rozpoznawać sens życia… i tak dalej. Przez mój umysł przetaczał się nieskończony korowód idei nakazujących mi zaspokajanie potrzeb niemożliwych do pełnego zaspokojenia, miażdżący świadomie już pielęgnowaną radość życia. Jedną z takich idei było szczęście.

Wszyscy ludzie dążą do szczęścia – głosi jedno z często powtarzanych haseł. Drugi, komplementarny przekaz na temat szczęścia brzmi: W życiu szczęśliwe są tylko chwile. Szczęście jest ulotne. W efekcie wyobrażałam sobie szczęście jako cudowny, mityczny wręcz stan, osiągany po zrealizowaniu jakiejś ważnej potrzeby lub potrzeb wszelakich. Jako wyniosłą, rajską górę, na której ludzie chcą zamieszkać, jednak nie wolno im na niej dłużej zostać - wspinają się na nią od czasu do czasu, po czym z niej zjeżdżają. Idea szczęścia przysłaniała mi codzienne możliwości jego odczuwania. Wizja szczęścia, połączona z przekonaniem o konieczności zaspokajania licznych potrzeb, nie pozwalała mi dostrzec, że szczęście jest dostępne tu i teraz: w prawie zawsze możliwym odczuciu zadowolenia.

Z obfitości źródeł zadowolenia w swoim życiu w pełni zdałam sobie sprawę dopiero po niedawnej lekturze Twojego umysłu na detoksie Rafaela Santadreu. Ta książka odkryła przede mną to, co wcześniej, na skutek długotrwałego kulturowo-społecznego treningu i wieloletniego podtrzymywania ukształtowanych nim myślowych nawyków, było dla mnie niedostępne: prostotę i ograniczoność ludzkich potrzeb. Dzięki niej uświadomiłam sobie, że mam wszystko, czego potrzebuję – wodę, jedzenie, dach nad głową – a nawet znacznie, znacznie więcej.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, kilka tygodni po przeczytaniu książki Santandreu mogłam wziąć udział w warsztatach prowadzonych przez Sarę Coleman, wspaniałą nauczycielkę medytacji. Zorganizowane przez Krakowską Grupę Shambali – za co serdecznie dziękuję! – warsztaty dotyczyły „Zadowolenia w codziennym życiu”. Dwudniowa kontemplacja zadowolenia nauczyła mnie kolejnej ważnej rzeczy: tego, że nawet jeśli chwilowo od zadowolenia się oddaliłam, łatwo mogę je z powrotem przywołać.

Praktykowanie wdzięczności nauczyło mnie szacunku dla prostych rzeczy i czerpania z nich radości. Przeczytanie książki Santandreu pozwoliło mi wyzwolić się z przymusu realizowania potrzeb, których zaspokajanie nie jest konieczne. Medytacja pomaga mi rozpraszać mgłę nawykowych myśli, fantazji i emocji, w dużej mierze związanych z tymi potrzebami, rozjaśnia mój umysł i serce. Dzięki warsztatom Sary Coleman, kiedy zaczynam wkręcać się w negatywne myśli lub odczucia, robię głęboki wydech i najpierw przywołuję słowo: zadowolenie. Koncentruję się na nim. Zastanawiam się, czym zadowolenie dla mnie jest? Kiedy je odczuwam? Robiąc to, zaczynam go doświadczać.

Zadowolenie. Co to słowo znaczy dla Ciebie? W jakich sytuacjach je odczuwasz? Czy możesz poczuć zadowolenie teraz? Kiedy go doświadczasz, co dzieje się z Twoim ciałem, myślami, emocjami?

Dla mnie zadowolenie jest stanem wewnętrznego spokoju. Poczuciem, że mam wszystko, czego potrzebuję. Doświadczeniem bycia we właściwym miejscu i czasie.

Zadowolenie sprawia, że nie potrzebuję niczego zmieniać, za niczym gonić, niczego szukać. Zadowolenie nadaje mojej codzienności dobry smak. Dzięki jego odczuwaniu przestałam onieśmielać się ideą szczęścia. Pielęgnowanie zadowolenia całkowicie mi wystarcza.   

Anna Tylikowska

Konsultuję, doradzam, wspieram. Wykładam i szkolę. Przyglądam się, dotykam, smakuję. Dziwię się, pytam, nasłuchuję. Kontestuję, sprawdzam, akceptuję. Oddycham. Kocham stado, w którym żyję. Kocham słońce i księżyc. Ziemię i wodę. Wiatr i ciszę.

ania@integralnie.pl | tylikowska | 501 575 071

Więcej w tej kategorii: « Terapia sensu Dzień Przytulania »

1 komentarz

Dodaj komentarz do tego wpisu

Czujesz - sądzisz, że możemy coś dla Ciebie zrobić?

Bądźmy w kontakcie!