Zaduszki, czyli boski wiatr Wyróżniony

W okresie szczypiorkowym, kiedy już odbiłam się już od ziemi, lecz nie byłam jeszcze osadzona w niej ani w sobie, byłam przekonana, że samobójstwa są domeną młodości. Naczytałam się o Cierpieniach młodego Wertera, nasłuchałam „pięknych 27-letnich”: Jima Morrisona, Janis Joplin, Jimiego Hendrixa. Kultywowałam w sobie przekonanie, że samobójstwo wynika z miłosnych rozterek, idealizmu, młodzieńczego buntu. Wkręcałam się w to tak, jak nawijałam taśmy The Doors i Nirvany do wydartej przez walkmana kasety – bez wątpliwości.

To nie tak, teraz już wiem. Skutecznie zabijają się przede wszystkim ludzie starsi. Dojrzali, często bardziej niż ich otoczenie.

Sokrates

Seneka Młodszy

Virginia Woolf

Ernest Hemingway

Sylvia Plath

Edward Stachura

Jerzy Kosiński

Robin Williams

Ludzie zapomnieni, którzy kiedyś ginęli na skutek ostracyzmu społecznego lub w bliźniobójczych walkach, a współcześnie roztrzaskują się o drzewa atakujące ich samochody. Ludzie zagubieni w świecie, bo szukający siebie i – bezskutecznie – prawdziwego kontaktu z otoczeniem.

Ludzie oficjalnie niezakwalifikowani do samobójczej grupy, którzy mogli zachować życie, jednak woleli trzymać się swojej wizji świata, z mitycznym Chrystusem na czele.

Kilkanaście dni temu zabiła się Ona. Przez jakichś sześćdziesiąt lat dbała o siebie i swoich bliskich. Doświadczyłam tego. Kiedy mogła – kochała. Kiedy musiała – walczyła. Mimo swojego zrozumienia, ciepła, odwagi i zaradności – a może ze względu na nie – straciła wszystko, co było dla niej ważne. Rozpiła się. Zobaczyła, że została z niczym. Że pomimo swoich wysiłków jest bezradna. Napisała list, w którym poprosiła o pochowanie jako „no name” - co jest możliwe w jej od trzydziestu lat nowym kraju życia, który był dla niej równie niezrozumiały jak stary. Emigrantka, dosłowna i metaforyczna. Skoczyła z piątego piętra.

Ludziom, którzy „się wypisują”, przypinamy etykiety nieprzystosowanych, zaburzonych psychicznie. Fakt, tacy ludzie często są „odklejeni”. Czasami dlatego, że są chorzy. Kiedy indziej dlatego, że żyją światami idealnymi – perfekcyjnie dobrymi lub niewzruszenie złymi. Nie potrafią się dostosować, więc piją. Upalają się i narkotyzują w inny sposób. Borderlajnują. Faktem jest także to, że częściej cierpią niż ekstazują, doświadczając tego, czego inni nie widzą ani słyszą. I zwykle nie robią tego na własne życzenie. Tak mają: na górno- i dolno- lotne tripy skazują ich delikatne konstrukcje psychiczne, warunkowane genetycznie, połączone z uakatywniającymi je czynnikami środowiskowymi.

 Nie rozumiemy ich tak, jak będąc przedstawicielami zachodniej, indywidualistycznej kultury nie rozumiemy japońskich kamikaze czy islamskich terrorystów-samobójcow. Nie pojmujemy tego, że samobójcy często żyją w świecie potencjalnej, dobrej wspólnoty, o którą – jak się okazuje – trzeba walczyć. Bywa, że do upadłego. W takim świecie śmierć jednostki nie znaczy wiele – ważne jest obnażenie przeszkód: nieludzkich zasad, egocentryzmu, trzymania się schematów, niewrażliwości. Nasz brak empatii wobec samobójców jest naszym – nie ich – ograniczeniem.

Czy samobójstwo jest sensownym wyjściem? Z całym szacunkiem dla ich bliskich i dalszych, tęskniących, z poczuciem winy lub krzywdy, zalęknionych lub zniesmaczonych obcą sobie decyzją – tak. Równie sensownym jak wiele innych.

Nie zrozum mnie źle – nie gloryfikuję samobójstwa. To, co piszę, jest pochwałą życia i związanej z nim możliwości podejmowania decyzji. Bo przy całym ludzkim potencjale i ograniczeniach, samobójstwo jest wyborem takim, jak wiele innych.

Zazwyczaj wybieramy podążanie utartymi ścieżkami.Takimi, w których ustawili nas rodzice – przedstawiciele natury (musisz przeżyć, za wszelką cenę!) lub rodzice – przedstawiciele kultury (musisz dostosować się do innych ludzi, żeby przeżyć dobrze, i żeby nikt nie miał do nas pretensji!). Możemy jednak wybrać inaczej.

Możemy chcieć przeżyć, ale nie za wszelką cenę.

Chcieć przeżyć wyłącznie na dobrych dla siebie i otoczenia warunkach.

Możemy też nie dążyć do przeżycia. Tak-po-prostu, po ludzku.

Decyzje krytyczne dla siebie i swojego otoczenia rzadko podejmujemy w pełni świadomie. Zazwyczaj „po prostu żyjemy” - podążamy naprzód koleinami utorowanymi przez poprzedników, w których próbujemy, lepiej lub gorzej, się odnaleźć. Kończymy szkoły, coraz częściej zdobywamy wyższe wykształcenie, znajdujemy pracę, partnera / partnerkę, rozmnażamy się, kupując w międzyczasie setki rzeczy...

Samobójcy robią dokładnie to samo. Starają się przeżyć, czasami przez dziesiątki lat. I zdarza się, że w chwili, w której my zmieniamy samochód na nowszy – inny człowiek nie ma już na to, ani na nic innego, ochoty. My pozostajemy w kręgu normalności, on/a zyskuje etykietę „depresyjnego freaka”.

Nie odmawiajmy samobójcom prawa wyboru, pomniejszając ich zdolność do decydowania o własnym życiu diagnozami – społecznymi, psychologicznymi, psychiatrycznymi. Nie odbierajmy im prawa, które rzadko przyznajemy sobie.

Nasze istnienie to nie tylko życie. To także śmierć. Spooky, heh? Samobójcy nam to uświadamiają, zamieniając stosunkowo niegroźne spooky na bezlitosne creepy, które walcuje po naszym "bezcennym" Ja bezlitośnie.

Jeśli idea odebrania sobie życia jest dla Ciebie niesmaczna, przerażająca, lub w inny sposób odpychająca, zapytaj siebie: Czy kiedykolwiek w pełni świadomie zdecydowała(e)ś się na życie? Czy wybrał(a)eś miejsce, w którym jesteś? Czy jesteś pewna/y, że robisz to, co chcesz?

Fakty są proste: nie decydowała(e)ś o przyjściu na świat. Możesz jednak decydować o własnym życiu. Jeśli miewasz z tym kłopot, włącz w siebie samobójcę. To może Cię ożywić.

Anna Tylikowska

Konsultuję, doradzam, wspieram. Wykładam i szkolę. Przyglądam się, dotykam, smakuję. Dziwię się, pytam, nasłuchuję. Kontestuję, sprawdzam, akceptuję. Oddycham. Kocham stado, w którym żyję. Kocham słońce i księżyc. Ziemię i wodę. Wiatr i ciszę.

ania@integralnie.pl | tylikowska | 501 575 071

Dodaj komentarz do tego wpisu

Czujesz - sądzisz, że możemy coś dla Ciebie zrobić?

Bądźmy w kontakcie!