Medytacja, neuroplastyczność i szaleństwo

Medytacja jest skutecznym sposobem obniżania poziomu stresu i lęku, przeciwdziałania bezsenności, poprawiania nastroju. Wspiera leczenie zaburzeń depresyjnych, lękowych, odżywiania. Pomaga w radzeniu sobie z przewlekłym bólem. Generalnie, medytacja znacząco poprawia jakość życia. Wiemy o tym prawie wszyscy, jednak nie do końca w to wierzymy. Bo niby jakim sposobem regularne siedzenie i nic-nie-robienie miałoby mieć tak pozytywne skutki?

Z neuropsychologicznych laboratoriów napływają kolejne doniesienia o obserwowalnych, mierzalnych zmianach w mózgu powodowanych regularną medytacją (lub praktykowaniem mindfulness). Medytacja zmienia strukturę istoty szarej w naszych mózgach, i zarazem modyfikuje aktywność neuronalnej sieci wzbudzeń podstawowych. Ściślej rzecz biorąc, obniża tę aktywność, zmniejszając tym samym naszą skłonność do „błądzenia w myślach” („rozdrapywania ran”, zamartwiania się sobą, przyszłością, tym, co myślą lub robią inni, itp). Wysoka aktywność mózgowej sieci wbudzeń podstawowych jest związana z poczuciem braku szczęścia. Obniżenie tej aktywności owocuje zmianami procesów psychicznych: zwiększa sprawność umysłową, w tym możliwości koncentracji uwagi, redukuje emocjonalną pobudliwość i zniekształcenia obrazu własnej osoby. Co przekłada się na lepsze radzenie sobie z życiowymi problemami, większy wewnętrzny spokój, poczucie harmonii.

Dobroczynne oddziaływanie medytacji zawdzięczamy neuroplastyczności, czyli zdolności tkanki nerwowej do adaptacji, reorganizacji. Neuroplastyczność oznacza, że nasze mózgi potrafią się zmieniać (wbrew wcześniejszej wiedzy i wciąż rozpowszechnionemu przesądowi). Robią to całkiem chętnie, o ile dostarczymy im do tego odpowiednich powodów. Nasze mózgi zmieniają się na przykład wtedy, kiedy systematycznie wykonujemy nowe czynności, takie jak żonglowanie czy otwieranie drzwi kluczem trzymanym w ręcę innej niż dotychczas. Zmiany w zachowaniu wywołują zmiany neuronalne, które z kolei powodują zmiany w mózgu, w jego strukturze i działaniu, które z kolei prowadzą do zmian w funkcjonowaniu psychicznym i fizycznym.

Jeśli więc chcesz coś w swoim życiu zmienić, zmień swój sposób działania. Tak, to takie proste! A jeśli zorientujesz się, że wprowadzone przez Ciebie zmiany działania nie przynoszą oczekiwanych skutków, poszukaj innych możliwych modyfikacji swojego zachowania. Odległych od poprzednich. Wypróbuj medytację, która – w przeciwieństwie do innych aktywności – owocuje zmianami jednoznacznie pozytywnymi i trwałymi.

Zmian poszukujemy zwykle wtedy, kiedy czujemy się źle, bardzo albo trochę. Zmartwieni, obciążeni problemami, zagubieni w codziennym biegu, skonfliktowani z bliskimi lub współpracownikami, zestresowani, chwytamy się różnych możliwości. Włączamy telewizję, radio, fejsbuka lub gry, które pozwalają zapomnieć o sobie i swoich kłopotach. Sięgamy po książki. Spotykamy się ze znajomymi, z którymi uprawiamy slow-talki. Rzucamy się w wir oglądania seriali. Poświęcamy się innym – wychowaniu dzieci, wolontariuszowaniu. Oddajemy się ideom, na przykład naprawiania ludzi (najchętniej tych, którzy wywołują w nas niefajne uczucia). Aktywizujemy się fizycznie: wskakujemy na bieżnie, zdobywamy tatrzańskie lub inne szczyty, idziemy z kimś do łóżka. Angażujemy się w rozmaite zadania, w tym zarabianie pieniędzy. Wytężamy się intelektualnie, rozwiązując zagadki wszechświata lub krzyżówki. Pacyfikujemy swoje mózgi węglowodanami, alkoholem, narkotykami.

To są zupełnie naturalne, często nie najgorsze sposoby działania w obliczu braku satysfakcji lub poważnych trudności. (Na ogół lepiej pogrążyć się w czytaniu, gadaniu, blogowaniu, ćwiczeniu, a nawet piciu, niż zrobić awanturę partnerowi, dziecku czy szefowej). Problem z tymi sposobami polega na tym, że przynoszą chwilową ulgę, wywołaną endorfinami lub tymczasową niepamięcią niezadowalającej lub fatalnej życiowej sytuacji. Nie poprawiając tej sytuacji ani trochę.

Kilka chwil po oderwaniu się od ekranu czy zejściu z bieżni, w samotności spowodowanej tymczasowym brakiem zaangażowania w cudze sprawy, po wytrzeźwieniu lub ochłonięciu z orgazmu, po odłożeniu lektury czy rozwiązaniu (albo i nie) intelektualnego lub innego zadania, wracamy na „stare śmieci”. Lądujemy w punkcie wyjścia. I nawet, jeśli sądzimy, że odbyliśmy wspaniałą kosmiczną podróż, bo przez chwilę czuliśmy się lepiej (albo nie czuliśmy się wcale) – mylimy się.

Byliśmy z dala od siebie. Byliśmy nigdzie. Odwlekaliśmy w czasie możliwość poradzenia sobie z problemami (a nie mamy tego czasu zbyt wiele). Uciekaliśmy przed sobą i światem. Traciliśmy życie.

W chwilowych zapomnieniach, eskapadach w inne rzeczywistości, ucieczkach, nie ma niczego niewłaściwego. Po to sobie ich możliwości stworzyliśmy, żeby z nich korzystać. (We wszystkich chyba ludzkich społeczeństwach istniały rozmaite wentyle bezpieczeństwa, pozwalające oderwać się od rzeczywistości, takie jak, wciąż gdzieniegdzie poważnie traktowany, karnawał). Problematyczne jest to, że wielu z nas oddaje się takim ucieczkom nałogowo. Czasami uparcie uciekamy w to samo, spodziewając się, że coś – w nas albo otoczeniu – zmieni się samo. Tak jakbyśmy się spodziewali, że w międzyczasie – kiedy oglądamy kolejny film, pijemy kolejne piwo, spalamy kolejne kalorie na siłowni, czytamy kolejną książkę, piszemy kolejny tekst, ratujemy życie kolejnego psa – coś „pęknie” i się naprawi, w nas samych lub w rzeczywistości.

Czasami zamieniamy jedną formę ucieczki na inną. Porzucamy internetowe gry lub spełnianie wymagań rodziców na rzecz opieki nad partnerką lub dzieckiem. Zamieniamy harówkę w korporacji na zaangażowanie w budowanie własnej firmy. Przestajemy pić, zaczynamy nawracać innych na własną religię. Przestajemy ogryzać paznokcie, zaczynamy skubać kwiatki. Coraz częściej rospościeramy nad takimi zmianami sztandar „rozwoju osobistego” - bo to jest modne, społecznie akceptowane, więc dające chwilowe poczucie satysfakcji. Jeśli jednak życiowe zmiany, nawet te powszechnie uchodzące za wartościowe i znaczące, nie owocują trwałym wewnętrznym spokojem i ogarnięciem, niezależnym od zewnętrznych okoliczności i własnych emocji – to są pozorne.

Albert Einstein, który jak mało kto miał dystans do samego siebie i świata, powiedział ponoć, że Głupotą jest robić ciągle to samo i spodziewać się odmiennych rezultatów. Dla mnie to zdanie jest definicją ludzkiego szaleństwa. Oczekujemy pozytywnych zmian, i jednocześnie dzień po dniu, chwila po chwili uciekamy w zewnętrzne aktywności, samobójcze nałogi, emocjonalne lub intelektualne roz(g)rywki, które przebiegają według podobnego wzorca, unikającego faktycznej pracy z własnym umysłem.

Możliwość takiej pracy dają nam psychoterapia i medytacja. Ta pierwsza o tyle, o ile nie polega na ciągłym wałkowaniu przeszłych porażek, aktualnych nieszczęść lub nieuzasadnionego optymizmu albo innych deficytów, więc nie utrwala i tak dobrze już ukształtowanych neuronalnych ścieżek owocujących tym, czego na co dzień doświadczamy. Ta druga o tyle, o ile jest praktykowana regularnie.

Fakty są proste. Świata nie zmienisz – a przynajmniej nie na tyle, żeby przestał być potencjalnym źródłem negatywnych doświadczeń. Nowy telefon ani samochód nie zmienią Cię na pewno. Nowy dom czy kraj życia, własne dziecko, zaadoptowany kot lub nowy sport, podobnie jak wolontariat czy rozwojowe warsztaty, mogą wnieść w Twoje życie nie znane wcześniej, fajne doświadczenia, jednak nawet one Cię nie uratują. Żonglerka ani otwieranie drzwi ręką inną niż używana dotychczas nie zmienią Cię w sposób istotny. Jeśli czujesz się źle albo masz poczucie jakiegoś istotnego nadmiaru lub braku, uratować Cię może tylko dobrze wykorzystana neuroplastyczność.

Kiepska wiadomość jest taka, że zmiana własnego mózgu wymaga regularnego, zdyscyplinowanego zaangażowania. Dobra jest taka, że ta zmiana w pełni zależy od Ciebie. Jak nic innego na tym świecie.

Anna Tylikowska

Konsultuję, doradzam, wspieram. Wykładam i szkolę. Przyglądam się, dotykam, smakuję. Dziwię się, pytam, nasłuchuję. Kontestuję, sprawdzam, akceptuję. Oddycham. Kocham stado, w którym żyję. Kocham słońce i księżyc. Ziemię i wodę. Wiatr i ciszę.

ania@integralnie.pl | tylikowska | 501 575 071

Więcej w tej kategorii: « Face 2 face... Z czasem »

1 komentarz

  • Pwnd
    Pwnd 09-02-16 Link do komentarza

    Medytacja może być niesamowitym narzędziem. Oczywiście jedynie regularnie praktykowana. Kiedy medytowałem dzień w dzień po jakimś czasie zacząłem całkowicie inaczej funkcjonować. Podejmowałem inicjatywy, których wcześniej by mi do głowy nawet nie przyszły. Moje słabe kontakty z matką odżyły. Ponadto wszystkie incydenty z przeszłości wydawały mi się małostkami. Jednak przestałem praktyki i wszystko wróciło do 'normy'. teraz na nowo podjąłem się medytacji, mam nadzieję, że wytrwam w niej jak najdłużej!

Dodaj komentarz do tego wpisu

Czujesz - sądzisz, że możemy coś dla Ciebie zrobić?

Bądźmy w kontakcie!