Polska post-prawda 2016

Redaktorzy Oxford Dictionaries na początku ubiegłego tygodnia ogłosili „Słowo Roku 2016”. Została nim post-prawda, oznaczająca „okoliczności, w których fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwoływanie się do emocji i osobistych przekonań”. Użycie tego słowa w bieżącym roku wzrosło o 2000% w stosunku do lat poprzednich, pojawiało się ono przede wszystkim w komentarzach dotyczących Brexitu oraz udziału i wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA.

Definicja słowa roku jest nieco skomplikowana. Mówiąc prosto i dosadnie, post-prawda jest kłamstwem. Jest jednak kłamstwem szczególnym – polega na manipulowaniu informacjami, na  takim dobieraniu słów i obrazów, żeby wzbudzić w ludziach jak najsilniejsze emocje, które uniemożliwią im trzeźwy osąd sytuacji. Post-prawdziwe przekłamywanie informacji jest zwykle połączone z odwoływaniem się do instynktownych potrzeb (np. bezpieczeństwa) i lęków, np. obawy przed czymś nieznanym (inną kulturą) lub kimś „obcym” (muzułmaninem, gejem itp.). Post-prawda jest oszukańczym eufemizowaniem, np. twierdzeniem, że ordynarna manipulacja wykorzystywana w procesie sprzedaży to „skuteczne techniki wpływu, korzystne dla kupujących”, a odbieranie ludziom podstawowych praw (np. decydowania o własnym zdrowiu i życiu) jest przejawem troski o te prawa (jak w trwającej w naszym kraju dyskusji o aborcji). Post-prawda jest także zaciemnianiem, rozmywaniem faktów, czego przykładem może być niedawna wypowiedź ministra zdrowia, Konstantego Radziwiłła, dotycząca pigułek wczesnoporonnych. Jego zdaniem „dziewczynki przyjmują tego typu środki kilka razy w ciągu miesiąca ze wszystkimi negatywnymi skutkami”. Zapytany o źródło swojego stwierdzenia, minister nie potrafił odpowiedzieć. Jego wypowiedź jest nieprawdziwa, bo badania Millward Brown wykazały, że osoby w wieku poniżej 18 lat stanowią zaledwie 2 proc. kupujących pigułki „dzień po” (o czym dowiedziałam się z artykułu w Newsweeku). Ta nieprawdziwość jest jednak nieistotna – w erze post-prawdy liczy się to, że Radzwiłł dąży do wycofania wczesnoporonnych pigułek, co jest zgodne z poglądami sporej, głosującej części polskiej populacji (zapewne tej, która takich pigułek i tak by nie użyła).

Dotychczasowe oxfordzkie słowa roku – takie jak emotikon czy selfie – odnosiły się zwykle do stylu życia ludzi, odzwierciedlając jego zmiany. W roku 2016 wygrał wyraz wybitnie polityczny – bo post-prawda, wykorzystywana w różnych dziedzinach życia, jest ostatnio szczególnie widoczna w publicznych debatach i ich wpływie na wybory podejmowane w demokratycznych społeczeństwach. Uznanie „post-prawdy” za słowo roku wydaje się być znakiem naszych czasów, w których oddziałujący na ludzkie losy politycy okazują się być pozbawionymi skrupułów makiawelicznymi manipulantami i narcyzami, zamiast przedstawicielami większości, troszczącymi się o wspólne dobro (co świetnie obrazuje, emitowany od 2013 roku, amerykański serial House of Cards). Trudno powiedzieć – czy do sprawowania rządów zawsze skłonność mieli szczególnego typu ludzie, za wszelką cenę dążący do władzy, uzyskujący ją i utrzymujący dzięki informacyjnym oszustwom oraz graniu na emocjach, a my dopiero teraz zaczynamy to zauważać? Czy może w naszych czasach etos polityczny stacza się po równi pochyłej, na skutek zmian gospodarczych, które doprowadziły do wybuchu konsumpcjonizmu i bezwzględnej walki o rynkową pozycję, także w sferze publicznej? Prawdopodobnie na oba pytania odpowiedź jest twierdząca – bycie u władzy, zwłaszcza zarządzanie dużymi zbiorowościami, zawsze pewnie wymagało specyficznych predyspozycji, takie jak pewność siebie, niezrażanie się porażkami, skłonność do manipulowania otoczeniem. Nasze marketingowe czasy, w których wszystko – także idee polityczne – jest na sprzedaż, mogą te cechy wśród osób rządzących premiować bardziej niż wcześniejsze okresy historyczne.

W bieżącym roku w Wielkiej Brytanii ludzie podjęli decyzję o wyjściu z Unii Europejskiej nie zdając sobie w pełni sprawy z konsekwencji tego kroku. Dali się ponieść emocjom, które wzbudzano w nich przed krytycznym referendum. Społeczeństwo Stanów Zjednoczonych wybrało na prezydenta osobę pozbawioną politycznych kompetencji, kierując się jej zafałszowanym wizerunkiem „człowieka sukcesu”. W naszym kraju manipulowanie emocjami – m.in. wzbudzanie niezadowolenia z poprzednich rządów i fałszywe obietnice – spowodowało w ciągu ostatniego półtorej roku zasadnicze zmiany na scenie politycznej. Zmiany te doprowadziły do rozkwitu polskiej, pod pewnymi szczególnej, post-prawdy.

Polska post-prawda kreowana przez obecną ekipę rządzącą opiera się na zalewaniu nas obrazami umierania i śmierci. Zgodnie z psychologiczną teorią opanowania trwogi (TMT - terror management theory), ciągłe wprowadzanie do rodzimej debaty publicznej kwestii ludzkiej śmiertelności, służy celom partii będącej u władzy. Jakim sposobem? Według TMT, ludzie mają silny instynkt przetrwania, i zarazem – co może wyróżniać ich od pozostałych zwierząt – są świadomi perspektywy końca własnego życia. Świadomość ta, w naturalny sposób, wzbudza trwogę – czyli fundamentalny lęk o własne życie. Zdaniem autorów TMT – Jeffa Greenberga, Sheldona Solomona i Thomasa Pyszczynskiego – trwoga ta jest naturalna, a ludzie stosują rozmaite strategie, żeby sobie z nią poradzić. Wyznają religie pozwalające im wierzyć w życie po śmierci lub rozwijają światopogląd nadający sens ich życiu, taki jak przekonanie o znaczeniu dobrego wychowania własnych dzieci czy pozostawienia po sobie „czegoś trwałego”, np. wyremontowanego domu czy poczytnej książki.

Szczegółowe badania związane z TMT wykazały, że egzystencjalną trwogę łatwo w ludziach wzbudzić, poprzez mówienie o śmierci, nawiązywanie do niej, jej pokazywanie. Okazało się także, że – uwaga, uwaga! – osoby, u których tę trwogę wzbudzono, mają tendencję do poszukiwania oparcia i „opieki” u autorytarnych liderów. Innymi słowy, ludzie zanurzeni w obrazach sugerujących im własną śmiertelność, są skłonni do oddawania władzy przywódcom wyznającym jasno zdefiniowane, czarno-białe wartości (wyrażane stwierdzeniami typu: „Oni rozgrabili nasz kraj – my wprowadzamy dobrą zmianę”; „Nasza kultura jest wyższa – ich niższa”;  „Aborcja i in vitro są złe – poddawanie się woli boskiej jest dobre” itd.).

Wiedza o skutkach wzbudzania w ludziach śmiertelnej trwogi była w polityce wykorzystywana już wielokrotnie. Hitler groził swojemu narodowi „żydowskim spiskiem”, opierając się na – przypuszczalnie naturalnej dla manipulatorów – wiedzy o tym, że zastraszeni ludzie uciekają się do prostych rozwiązań. George W. Bush, być może w pełni świadomie, rozkręcał wśród Amerykanów lęk przed terroryzmem, żeby doprowadzić do swojej reelekcji. W ostatnich latach, w krajach bardziej niż nasz rozwiniętych gospodarczo, takich jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania, „śmiertelnym straszakiem” stali się terroryści i inni „obcy”, grożący unicestwieniem dotychczasowego stylu życia ich mieszkańców. Polska jest dla ekstremistów najwyraźniej nieatrakcyjna – pewnie jesteśmy zbyt mało liczącym się aktorem międzynarodowej sceny politycznej, skoro nawet Światowych Dni Młodzieży nie wykorzystano do ataku terrorystycznego. Nasi decydenci świetnie sobie jednak radzą z brakiem zewnętrznego zagrożenia. Przyjrzyjmy się medialnym, inicjowanym przez polityków treściom, rozpowszechnianym od czasu dojścia do władzy obecnie rządzącej partii:

  • Przeżywamy nawrót dyskusji o aborcji i in vitro, z martwymi płodami i zarodkami w tle.
  • Nachalnie przypomina się nam o żołnierzach wyklętych, za jednym zamachem wyciągając z grobów ofiary II wojny światowej i komunizmu.
  • Tematem numer jeden wciąż jest katastrofa w Smoleńsku – nie wystarczy o niej mówić, trzeba ludziom jeszcze raz pokazać jej ofiary (w ramach post-prawdy określane mianem „poległych”, czyli „tych, którzy zginęli w walce”). To nic, że ten szczególny smoleński pokaz będzie nas wszystkich niemało kosztował – liczą się efekty.
  • Dwóm powyższym wtórują najgłośniejsze, unurzane w krwi i rodzimej martyrologii, filmy mijającego roku, m.in. „Wołyń” i „Smoleńsk”. Na obejrzenie tego drugiego wysyła się dzieci w trakcie szkolnych lekcji.
  • I clou programu – w miniony weekend Polska stała się quasi-monarchią, poddaną Jezusowi Królowi, przedstawianemu jako ukrzyżowany, cierpiący, umierający męczennik. Wydarzenie absolutnie kuriozalne, w którym uczestniczy prezydent demokratycznego państwa.

Takiego zalewu treści związanych ze śmiercią współczesne pokolenia Polaków jeszcze nie doświadczały. Istny danse macabre. Cele tego zalewu wydają się być tyleż proste, co toksyczne. Po pierwsze, wstrzyknięcie nam takiej dawki śmiertelnej trwogi, żebyśmy nie byli zdolni do racjonalnej oceny działań władzy, a tym bardziej przeciwdziałania im – nawet, gdyby były najbardziej dla nas szkodliwe. Po drugie, tak silne zatrucie Polaków lękiem egzystencjalnym, żeby ich spora grupa była skłonna po raz kolejny wybrać liderów oferujących czarno-białe, anachroniczne rozwiązania społeczne, ekonomiczne, polityczne. Innymi słowy – priorytetowym celem obecnej władzy od początku przejęcia przez nią rządów wydaje się być reelekcja (i być może niewiele więcej). Zgodnie z TMT i innymi psychologicznymi teoriami dotyczącymi ludzkiej percepcji i wyborów, obecna władza zmierza do obu celów niezwykle skutecznie.

Otwarte pozostaje pytanie – czy taktyka obrana przez rządzących naszym krajem jest w pełni świadoma, czy nie? Być może jest ona półświadomą kontynuacją „upadłego, epigońskiego romantyzmu”, o którym pisała profesor Maria Janion w liście do uczestników tegorocznego Kongresu Kultury. Jeśli tak, to obecne polskie władze postępują po prostu konserwatywnie, schematycznie, krótkowzrocznie, nie dostrzegają szerszego obrazu rzeczywistości, bezmyślnie zamykając nas na kilka lat w kulturowym zaścianku. Może być i tak, że obecne rządzący zatapiają naszą racjonalność w terrorze śmierci zupełnie świadomie, w pełni intencjonalnie, wykorzystując współczesną wiedzę psychologiczną. Jeśli by tak było – jest to skrajnie nieetyczne i perfidne.

Jakkolwiek by nie było – co możemy zrobić? Jak chronić się przed, być może celowo, wmuszanymi nam nadmiernymi dawkami obrazów śmierci, odbierającymi rozsądek i powodującymi ścisk serca? Sposoby są dwa, proste. Pierwszym jest medialna wstrzemięźliwość lub abstynencja – odcinanie się od informacji, zwłaszcza telewizyjnych, lub przyjmowanie ich w niewielkich dawkach, nie odbierających zdolności racjonalnego osądu. O ile pierwszy sposób jest zachowawczy, o tyle drugi jest konstruktywny – najlepiej łączyć je oba. Sposobem drugim jest zwykłe cieszenie się życiem, połączone z dystansem wobec rozmaitych, toczących się wokół nas rozgrywek. Zajmowanie się zwiększaniem jakości własnego życia i tym, co jesteśmy w stanie realnie ulepszyć. 

Piszę ten tekst pijąc pyszną kawę, z kubka, który podarował mi przyjaciel, otoczona istotami, które kocham, najwyraźniej z wzajemnością. Kiedy w moim umyśle informacyjne puzzle złożyły się w obraz, pozwalający mi na wykorzystanie TMT do zrozumienia „terroru śmierci” serwowanego nam od jakiegoś czasu w polskich mediach, poczułam gniew i zniesmaczenie. Szybko jednak nabrałam do tych emocji dystansu – aromatyczna kawa, połączona z dotykiem bliskich, perspektywą wyjścia na spacer i możliwością podzielenia się z Tobą swoim odkryciem, skutecznie zneutralizowały negatywne emocje. Jestem głęboko przekonana, że integralność – czyli doświadczanie i wykorzystywanie wielu elementów życiowej układanki – ostatecznie zwycięża nad partykularnością, sprawiającą, że czasami jesteśmy manipulowani. Dlatego – pomimo tego, co być może zaraz przeczytam w Internecie – ze smakiem wypijam ostatni łyk kawy i głaszczę ukochaną sukę, wygodnie moszcząc się na sofie i z zadowoleniem wyglądając przez okno. Jestem spokojna. Spokojnie szczęśliwa. Czego życzę nam wszystkim.

Anna Tylikowska

Konsultuję, doradzam, wspieram. Wykładam i szkolę. Przyglądam się, dotykam, smakuję. Dziwię się, pytam, nasłuchuję. Kontestuję, sprawdzam, akceptuję. Oddycham. Kocham stado, w którym żyję. Kocham słońce i księżyc. Ziemię i wodę. Wiatr i ciszę.

ania@integralnie.pl | tylikowska | 501 575 071

1 komentarz

  • Przyjaciel
    Przyjaciel 04-06-17 Link do komentarza

    Pani Anno bardzo jasno wyłożyła Pani swoje poglądy i wyraziła wartości, na których bazuje. Teoria jak to teoria w pewnym zakresie sprawdza się w innych nie. Rzeczywistość weryfikuje i teorie i poglądy czego Pani z całego serca życzę

Dodaj komentarz do tego wpisu

Czujesz - sądzisz, że możemy coś dla Ciebie zrobić?

Bądźmy w kontakcie!