Atlas chmur, mapa miłości
- Napisała Anna Tylikowska
- Dział: Recenzje
- 1 komentarz
Zabierałam się do obejrzenia tego filmu długo, omijając go szerokim łukiem, z namaszczeniem i trochę ostrożnie. Triada jego twórców – Wachowscy i Tykwer – jawiła mi się jako nieznośnie bliska ideału. Więc ryzykowna.
Tom Tykwer, autor Biegnij Lola, biegnij, czyli miłosnego filmu mojego życia – jedynego filmu, który po obejrzeniu puściłam od początku, a później raz jeszcze. Twórca Pachnidła: Historii mordercy, którego obrazy pobudziły moją korę węchową bardziej niż najwyśmienitsze zapachowe przekładańce. Scenarzysta i reżyser Trzy, opowieści o miłości błyskotliwie przekraczającej obyczajowe normy, także te niewyrażane – bo jeśli zgadzamy się na trójkąty, to zazwyczaj z dwiema kobietami, kręcącymi się wokół mężczyzny. Wszystkie filmy Tykwera są o – niekanonicznej, ale z całą pewnością – miłości.
Lana Wachowski, urodzona jako Larry, wyautowała się niedawno ze swoją zmianą płci, co w moim mniemaniu wymaga dzikiej odwagi i rozwiniętej samoświadomości – a oba te przymioty poważam niebotycznie. Wraz z młodszym bratem Andy'm, po całkiem niezłych Brudnych pieniądzach – lesbijskim romansie z mafią w tle – wcisnęli ludzi w kinowe fotele Matrixem. Do matrixowej trylogii dorzucili V jak Vendetta, film o antyfaszystowkiej walce, z konieczności podejmowanej w masce (której symbolika okazała się niesamowicie nośna – patrz: prowolnościowe działania Anonymousów). Filmy Wachowskich są – jakżeby inaczej! - o miłości. Rozwalającej totalitarne systemy, idącej w parze z poszukiwaniem wolności.
Połączenie wizji świata, twórczych i warsztatowych sił Tykwera z Wachowskimi, groziło filmową eksplozją świadomości (cytując tytuł wczesnej, bardzo na temat, książki mojego kolejnego ulubieńca, Kena Wilbera). Albo monumentalną klapą. Trójce filmowców udało się uniknąć obu skrajności.
Nie będę Atlasu chmur analizować. Przypuszczam, że został już przejrzany do setnej podszewki – i dobrze, bo każda z nich jest tego warta. Zresztą nie oglądałam Tykwerowo-Wachowskiego atlasu analitycznie – bo też jaki sens miałaby próba analizowania chmur? Obejrzałam ten film tak-po-prostu, zgodnie z regułami kinopassany Tomasza Raczka. Patrzyłam na obrazy, słuchałam słów i innych dźwięków, uważnie i możliwie nie-oceniająco przyglądając się temu, co mi robią, jak na nie reaguję. I oto, czego doświadczyłam:
Podtrzymania na duchu. Oczyszczenia z wątpliwości.
I to wszystko. Tylko – i aż tyle. Po kilku dniach od obejrzenia, Atlas jawi mi się jako gwiezdna – czy raczej post-chmurna – epopeja. O miłości, oczywiście. O dążeniu do miłości równie naturalnym jak dążenie do władzy. O tym, że dążenie do miłości jakościowo przewyższa dążenie do władzy, bo choć oba te dążenia zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa, to władza dzieli, a miłość łączy. Dążenie do władzy uaktywnia w nas egocentryczny, makiaweliczny małpi mózg, bez mrugnięcia okiem, często bezmyślnie, wyrządzający innym krzywdę, więc obawiający się odwetu, a w konsekwencji przesiąknięty niepokojem, kurczący się, chowający w ciemne zakamarki rzeczywistości. Dążenie do miłości wyciąga nas z samych siebie, rozszerza, daje głęboki oddech, owocuje szukaniem i zdobywaniem wolności. Nie tylko dla siebie, także dla innych.
Mój ulubiony Atlasowy cytat: Nasze życie nie jest nasze własne. Od poczęcia aż po grób, jesteśmy związani z innymi. Z przeszłościa i przyszłością. Tworzymy naszą przyszłość zarówno każdą zbrodnią, jak i każdym aktem dobroci. (Our lives are not our own. From womb to tomb, we are bound to others. Past and present. And by each crime and every kindness, we birth our future.)
Te słowa Sonmi-451, wraz z całą jej filmową historią, potwierdzają to, w co wierzę od jakiegoś czasu: to my robimy Boga. To my stwarzamy duchowe, przekraczające nasz zwierzęcy, ludzki egocentryzm, codzienne normy i pociągające nas ideały. Możemy naszego Boga zmieniać i wspierać. Więc róbmy to, właśnie to, to przede wszystkim! Bo robiąc to, dajemy Bogu szansę na rozwój.
Obejrzałam Atlas chmur jakieś dwa lata po jego premierze, w piątą rocznicę związku, w którym wciąż i wciąż uczę się miłości. 12 lutego 2015. To był dobry dzień. Trochę chmurny. Pełen miłości.
Anna Tylikowska
Konsultuję, doradzam, wspieram. Wykładam i szkolę. Przyglądam się, dotykam, smakuję. Dziwię się, pytam, nasłuchuję. Kontestuję, sprawdzam, akceptuję. Oddycham. Kocham stado, w którym żyję. Kocham słońce i księżyc. Ziemię i wodę. Wiatr i ciszę.ania@integralnie.pl | tylikowska | 501 575 071
Artykuły powiązane
1 komentarz
-
Diana 18-02-15 Link do komentarza
No i fajnie :)
V jak Vendetta to mój faworyt. Atlas chmur też mieści się w rankingu.
Do listy "to do" albo "to see" dodałabym jeszcze, według mnie w dość podobnym klimacie - "Mr. Nobody" (2009) jeśli nie widziałyście. Ja też nadrabiam zaległości jeśli chodzi o filmy, szczególnie te Tarantino, no i stało się, zakochałam się w "Django" i "Bękartach wojny" :)